AHMEDABAD

W Udajpur spedzilismy kilka wspanialych dni po czym autobusem sunacym po pieknej autostradzie po kilku godzinach dotarlismy do Ahmedabad, stolicy stanu Gujarat. Tu mowi sie juz innym jezykiem. Turystow zadnych. Ogromne miasto, przy ktorym Lodz czy Tuluza wygladaja jak Galkowek. Niestety, bylo to miejsce do ktorego jechalismy w ciemno, ponoc duzo hoteli ale trudno o rezerwacje. No i stalo sie. Trafilismy na coroczne swieto …latawca, kolejne hotele do ktorych zagladalismy (a bylo ich ze dwadziescia) byly full. W koncu nasz riksiarz znalazl nam pokoj. To nadaje sie tylko do ksiegi rekordow Guinessa. Za 500 rps za noc (a bylo ich trzy) dostalismy pokoj o ktorym nikt nie marzy. Zdjecia mowia same za siebie.
To nie przeszkodzilo nam bynajmniej spedzic trzy wspaniale dni poswiecone na zwiedzanie miasta i okolic. A bylo co zwiedzac. Niestety, czas nie pozwolil na wszyskie miejsca.

Pierwszy dzien to wyprawa do Sun Temple (swiatynia slonca) w Mehsana, ponad tysiacletnia wspania budowla i tuz obon « studnia » do ktorej schodzi si epo stromych schodach.
Potem autobusem jedziemy di swiatyni eunuchow w Becharaji. W swiatyni kaplan (brahmin) przerwal swiecenia licznych pielgrzymow zeby zamienic z nami kilka slow i znaczac nam czola wrocil do swoich obowiazkow. Ciekawostka byla galeria figurek skladanych przez kobiety z prosba o potomstwo.
W Ahmedabad nasze menu urozmaicil sprzdawca ulicznego straganu u ktorego codzienni jedlismy … omlet z tostem, oczywiscie a l’indienne, cholernie ostro.
Wieczorami spacerowalismy ulicami, ktore byly tematyczne : elektryczna, zegarkowa, etc
Najbardziej podobaly mi sie ulice wokol ogromnego grobowca sultana - do ktorego mnie nie pozwolono wejsc. Byl to kobiecy raj - same swiecidelka.
Trzeciego dnia przed switem staruszek ryksiarz okutany w koc z ktorego wystawal czubek welnianej czapki i dluuuga siwa broda zawiozl nas na lotnisko. Podroz trwala godzine, to polowa lotu do Chennai.

Zdjęcia (14)

Komentarze (0)