Podroz pociagiem z Jaipur do Kota spedzilismy w towarzystwie milej rodziny wracajacej z wesela do Mumbai.
4-ro godzinna podroz przedluzyla sie jeszcze o prawie dwie...
Z Kota autobusem juz tylko z miejscowymi dojechalismy do Bundi poznym wieczorem. To urocze miasteczko polozone nad jeziorem u stop palacu i fortu (ogromne!). Mimo coraz wiekszej popularnosci u turystow jest to bardzo autentyczne i spokojne miejsce.Sprzedawcy nie zaczepiaja, co po Delhi i Jaipur az dziwne.Sklepy i stragany zaopatrzone w artykuly potrzebne mieszkancom Bundi i okolic a nie jak do tej pory bywalo by przypodobac sie gustom turystow.Ceny tez bardzo lokalne, masala tea 5 rupies (70 rp to ...1 euro)
Wlasnie przy kawie z ulicznego straganu poznalismy sympatycznego Anglika, ktory pracowal w Tuluzie. Wyznal ze : « lubi Francuzow, a przynajmniej tak mowi za granica. »
Poniewaz pokoj w « Shivam guesthouse » w ktorym chcielismy zamieszkac zwalniano nastepnego dnia wprowadzilismy sie do hotelu obok. Wlasciwie to « stary dom » zamieszkaly przez rodzine z paio i balkonami z ktorych wchodzi sie do pokojow. My dostalismy pokoj na tarasie. Bardzo nam sie podobal. Nawet zastanawialismy sie czy nie zostac tu tych kilka dni.
Sliczny, pod warunkiem ze na dworze jest 30 stopni, niestety to nie ta pora. Urocze azurowe okienko zakryte bylo tektura, a nad oknami, ktorych ze wzgledu na malpy nie otwiera sie pozostawiono zakratowane wywietrzniki. Rano przemarznieci i niewyspani ucieklismy stamtad.
Wlasciciele « Shivam » przyjeli nas bardzo milo, w koncu nic tak nie cieszy jak krytyka konkurencji
Jutro zwiedzamy palac, nie wiem czy zdecydujemy sie na fort (nieco wyzej). Wlasciciel hotelu potwierdzil, ze jest tam widywana pantera. Nie wiemy na ile to tylko fama dla turystow ale nie chcielibysmy sprawdzac tego na wlasnej skorze.