Przez najblizsze cztery dni jestesmy w Udaipur. To taki Krakow Radzastanu. Miasto piekne, z mnostwem swiatyn nieraz tak malenkich,ze gina wsrod jarmarcznie kolorowych straganow.
Mamy duzo szczescia bo w jeziorze jest woda i palac pelniacy role luksusowego hotelu pieknie prezentuje sie na jego srodku.
Mieszkamy w hotelu Dream Heaveen nad brzegiem jeziora. Hotel znany jest z restauracji na dachu gdzie mozna kontemplowac widok kompleksu palacowego polozonego na przeciwnym brzegu. Restauracyjka to kilka stolikow oraz miejsca do polegiwania : materace z niskimi stolikami.Wszystko to tworzy bardzo mila atmosfere wiec chetnych jest sporo. Turysci wymieniaja sie doswiadczeniami : trasami, polaczeniami. Samo jedzenie natomiast kiepskie.
Hotelowe sniadania juz nam sie przejadly wiec robimy je sobie sami z tutejszym bialym serem paneer i ogorkiem .Pomidory sa bez smaku. Poniewaz zostajemy tu kilka dni dostosowalismy pokoj do naszych potrzeb. Przede wszystkim wyszorowalismy lazienke ktora od nowosci nie zaznala chemii. Rozwiesilismy sznurki i pionowe polki na zabawki z IKEA ktore swietnie zastepuja nam cala mebloscianke. Oddalismy ciuchy do prania i mijajac kobiety piorace w jeziorze patrzymy czy to nie nasze .
Po kilku godzinnym wloczeniu sie po miescie pojechalismy oczywiscie riksza( bez nich nie ma zycia) do kantyny indyjskiej NATRAJ, wspominanej w przewodnikach . Thali- prawdziwa uczta dla podniebienia. Ostroscia i smakiem przebilo wszystko do tej pory. Najpierw kelner postawil przed nami blaszane tace z czterema miseczkami a pozniej juz nam tylko nakladano, dolewano, dolkadano i tak mogloby byc bez konca ale niestety oczy wielkie a mozliwosci ograniczone. Przy wyjsciu wszyscy placa te sama kwote- sto rupi. Rewelacja.
Za nami pierwszy tydzien podrozy. Jestesmy zdrowi. Nie dopadly nas zadne turystyczne dolegliwosci. Oszukani zostalismy tylko raz i to od razu na lotnisku w dehli zalatwiajac indyjskie telefony- nie dzialaja do dzis ! Dni sa cieplejsze. Jest OK.